Jako się rzekło, miał Bakfark do Polski dużo szczęścia
Przez kilkanaście lat służby u Zygmunta Augusta, ostatniego z Jagiellonów, dorobił się sławy, majątku, kamienicy w Wilnie, żeby już nie wspomnieć o zamożnej małżonce Zofii Narbuttów- nie. Polska natomiast szczęścia do Bakfarka nie miała, był bowiem płatnym agentem księcia Prus Albrechta Hohenzollerna i uprawiał w naszym kraju — jak by się to dziś powiedziało — działalność wywiadowczą. Kiedy w 1561 roku fakt ten wyszedł na jaw, Bakfarkowi znów szczęście dopisało: zdołał zbiec. Ale gniew na niego wybuchł tak straszny, że jego dom zniesiono niemal z powierzchni ziemi. No cóż, człek był z Bakfarka raczej lichy, ale za to artysta co się zowie znamienity. Pamiętajmy, że lutnia była w owych czasach instrumentem tak popularnym jak dziś pianino, on zaś wśród lutnistów był najpierwszym z pierwszych. Spośród jego utworów w Polsce napisanych szczególnie ponoć gustowano w opracowaniu lutniowym naszej pieśni Czarna krowa. Oryginału tej pieśni nie znamy. Ani muzyki, ani tekstu. Przetrwała jeno owa Bakfarkowa transkrypcja, ale też tylko do ostatniej wojny. XVI-wieczny rękopis, w którym znajdował się zapis utworu, zaginął w Staatsbibliothek w Berlinie. Najnowsze wydanie oparte jest na transkrypcjach Henryka Opieńskiego i Ottona Gom- bosiego.