Scherzo symfoniczne

W latach starości Dukas zwykł był sobie pokpiwać z dobroduszną ironią z krytyków, którzy „w pogoni za nowością, skwapliwie informują sią ó talentach z metryk urodzenia, podczas gdy dawniejsi, znów zbyt przezornie, zasięgali tych informacji z aktów zgonu…” Wytrawny znawca muzycznego rzemiosła, Dukas, sam też był krytykiem, i to jednym z najsurowszych w historii. Wbrew uświęconej zasadzie, najbardziej sceptycznie nastawiony był do samego siebie. Im dłużej żył, im wnikliwiej ogarniał arkana twórczości muzycznej, tym bezwzględniej oceniał własne płody. Bywało, że latami, z benedyktyńską cierpliwością stylizował partyturę, aby ją na koniec zniszczyć jako niedostatecznie dobrą. Pozostawił ze swych utworów to tylko, co uznał za „niezłe”. I ów nabożny stosunek do muzyki zmienił się wreszcie w obsesję: Dukas przestał komponować w ogóle. Ostatnie dwadzieścia lat życia poświęcił pracy pedagogicznej, spoglądając czasem pełen przerażenia, jak gromady początkujących-adeptów kompozycji poklepują sobie Polihymnię niby poczciwą starą kobyłę…