Tak czy owak pozostaje rzeczą niepojętą

Dlaczego nawet w szczytowej fazie swego mistrzostwa, kiedy tematy nasuwały mu się nieustannie, Bach opierał się na najbanalniejszych pomysłach cudzych. To że jego powinowaty, Johann Gottfried Walther, zajmował się przeróbkami, nie jest zagadką, po prostu brakowało mu własnej inwencji. Jeśli jednak Bach, którego siła twórcza przekracza wszelkie wyobrażenia, karmił się obcą muzyką, fakt ten wskazuje na psychicznie niewytłumaczalny fenomen, iż w procesie twórczym kompozytor ten potrzebował podniety zewnętrznej. Podobno w niektórych przypadkach było to dlań po prostu nieodzowne. Współczesny Bachowi uczony niemiecki Pitschel z Lipska opowiadał, że jako wstęp do improwizacji Bach miał zwyczaj przegrywać sobie jakiś utwór obcy, tak jak gdyby tym sposobem musiał wprawiać w ruch mechanizm swojej inspiracji. »Wie pan — pisze ów magister Pitschel w 1741 roku — że sławny ten człowiek, który w mieście naszym uzyskał największą chwałą muzyczną i podziw znawców, nie wcześniej jest w stanie wprowadzić w zachwyt innych własnym układem dźwięków, aż czegoś z nut nie zagra i sił swojej wyobraźni tak oto w ruch nie wprawi…«” . Zadziwiające to. I od razu jawi się myśl, myśl- -pytanie: czym nakarmił swą wyobraźnię, swój kompozytorski warsztat, zanim geniusz jego dał nam Toccatę d-moll?