Uczeń czarnoksiężnika

Nietrudno się domyślić, że ów miły staruszek niewielki postawił po sobie kompozytorski dorobek. Z tego, co jednak ocalało od samozniszczenia, gwiazdą pierwszej wielkości jest programowe scherzo symfoniczne Uczeń czarnoksiężnika, napisane skądinąd jakby młodym ku przestrodze. Nie pisz się na afisz, jeśli nie potrafisz — zda się tu powiadać Dukas, przypominając z przymrużeniem oka zabawną balladę Goethego: Stary czarodziej wychodzi z domu i nakazuje swemu uczniowi uprzątnąć pracownię. Ten korzysta z okazji, by wypróbować moc podpatrzonych guseł. Rozsiada się wygodnie, a polecenie patrona przekazuje… miotle. Na dźwięk magicznego zaklęcia miotła przywdziewa obszarpany kabat, chwyta drewniane wiadro i szparko zaczyna nosić wodę ze źródła. Wody coraz więcej, ale jak tu nakazać miotle, by grzecznie powróciła na swoje miejsce? Terminator sztuki czarnoksięskiej za żadne skarby nie może sobie przypomnieć właściwej formułki! W rozpaczy porywa siekierę i rąbie miotłę na kawałki. Ale cóż z tego? Teraz każda drzazga chwyta ochoczo wiadra i dalejże nosić wodę na wyprzódki. Mistrzu, ratuj! — woła przerażony uczeń — duchy się warcholą, jak im radę dać? I, niefortunny, zginąłby zapewne w odmętach, gdyby rozpaczliwe wołanie nie zostało wreszcie wysłuchane. Oto w ostatniej chwili wraca rozsierdzony czarnoksiężnik, ujarzmia magiczne moce i ocala nieszczęśnika.